Kingstone to miejsce, gdzie król piechotą chadza… OK, jeśli nie król, to przynajmniej kapitan. Oraz reszta załogi. Warto więc zadbać o to, by użytkowanie jachtowej toalety było w miarę komfortowe i bezawaryjne. Jak to wygląda w praktyce? Jaki model sprawdzi się najlepiej? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej.
Jak wiemy, układ pokarmowy ma dwa końce. Oraz swoje niezbywalne prawa. Brak toalety na jachcie sprawia, że załoga musi imać się zdecydowanie mniej komfortowych rozwiązań, takich jak załatwianie potrzeb do wiadra albo wystawianie strategicznych części ciała za burtę.
Obie te opcje są równie uciążliwe, co przykre, a przy dużym zafalowaniu mogą być nawet niebezpieczne. Dlatego właśnie dobra toaleta jest równie ważna, jak dobre żagle. A niekiedy nawet ważniejsza. Przyjrzyjmy się zatem, jakie możliwości mamy do wyboru.
Toaleta jachtowa chemiczna
Jest to proste, standardowe rozwiązanie stosowane na szeroko pojętym śródlądziu. Przypomina większy nocnik połączony ze zbiornikiem na fekalia. Do największych zalet tej opcji należą:
- mobilność,
- prostota montażu,
- niewielkie rozmiary.
Tego rodzaju kingstone nie potrzebuje też specjalnych instalacji – jedyne, czego wymaga, to odrobina miejsca. Po zakończeniu rejsu toaletę chemiczną należy opróżnić (przykre doświadczenie, ale do przeżycia), umyć i zdezynfekować.
Dodatkową zaletą chemicznego WC jest relatywnie niska cena. Warto jednak nadmienić, że mowa tu jedynie o kosztach zakupu. W praktyce używanie takiej toalety wymaga regularnego stosowania chemikaliów, a te już tanie nie są.
Główną wadą tego rozwiązania jest natomiast mała wydajność. O ile na śródlądziu nie stanowi to wielkiego problemu, bo część potrzeb możemy załatwiać w portowych tawernach, o tyle na morzu bywa bardzo kłopotliwe, a na dłuższe morskie rejsy po prostu się nie nadaje.
Toaleta morska z pompą ręczną
Tego rodzaju toalety stosuje się na jachtach morskich - chociaż, o zgrozo, pojawiają się doniesienia o ludziach, którzy używają WC morskiego na śródlądziu. Dlaczego nie powinni tego robić? Głównie przez to, że w odróżnieniu od WC chemicznego, w tym morskim nie ma specjalnego zbiornika na kolekcjonowanie nieczystości – to, co wpadnie do kingstone, za chwilę znajdzie się w wodzie.
Zarówno opróżnianie, jak i spłukiwanie takiej toalety następuje z użyciem pompy uruchamianej tak zwaną wajchą, poruszaną ręką żeglarza. Przełączanie pomiędzy funkcjami opróżniaj/spłukuj odbywa się za pomocą umieszczonego obok zaworu.
I tu pojawia się pewien haczyk: jeśli nieuważny załogant pozostawi zawór w niewłaściwej pozycji, może nawet dojść do...zatopienia łódki. Serio-serio, zdarzały się takie przypadki. I to niekoniecznie na jednostkach cywilnych.
Zobacz ręczne toalety jachtowe w naszym sklepie.
Elektryczna toaleta na jacht
To zdecydowanie najwyższa półka – i najdroższa. Zarówno opróżnianie, jak i spłukiwanie toalety uruchamiane jest za pomocą zgrabnego przycisku, a mądry system sam pilnuje, by po zakończonych czynnościach ustawić feralny zawór w odpowiedniej pozycji.
Jachtowe WC elektryczne ma jeszcze jedną istotną zaletę – obie poprzednie opcje, a więc toaleta chemiczna oraz morska obsługiwana ręcznie wymagają trzymania się prostej, acz uciążliwej zasady: do miski klozetowej może wpaść tylko to, co wcześniej przeszło przez nasz przewód pokarmowy. Krótko mówiąc, papier toaletowy odpada (trzeba gromadzić go w innym miejscu i wyrzucać). WC elektryczne posiada natomiast wbudowany tzw. macerator, czyli urządzenie, które poradzi sobie z papierem.
Wadą tego rozwiązania, poza wysoką ceną, jest fakt, że zużywa ono dość dużo prądu, a w razie awarii instalacji nie działa w ogóle. Podczas pracy wytwarza też spory hałas, a niekiedy nawet zaburza funkcjonowanie innych urządzeń, np. autopilota.
Jak widać, każda z omówionych opcji ma swoje "zady i walety". Decyzja o zamontowaniu którejś z nich na naszej jednostce powinna być rozsądnym kompromisem pomiędzy komfortem, ceną, a dobrem środowiska.