Jeśli wybierasz się w rejs i zastanawiasz się, czy cumowanie na dziko jest dobrą opcją, ten artykuł jest dla ciebie. Znajdziesz w nim wszystkie najważniejsze wskazówki dotyczące „parkowania w szuwarach”, tudzież „szczypiorku”. Nocleg w takim miejscu może być naprawdę fajnym przeżyciem – pod warunkiem, że dobrze się do niego przygotujesz.
Cumowanie na dziko – od czego zacząć?
Na początek warto zastanowić się, dlaczego w ogóle żeglarze (zwłaszcza mazurscy) tak ochoczo wybierają cumowanie na dziko. Powodów jest zapewne wiele, a do najważniejszych z nich należą:
- bliski kontakt z naturą,
- święty spokój – zwłaszcza gdy znajdzie się odludną miejscówkę,
- oszczędność pieniędzy – w końcu cumowanie na dziko jest darmowe (chyba że narobisz sobie szkód... ale zaraz opowiemy, jak tego uniknąć).
Brzmi ciekawie? Jeszcze jak! Oczywiście warto mieć na uwadze fakt, że takie rozwiązanie, mimo całego swojego uroku, ma też pewne wady. Stając w szuwarach, nie masz dostępu do udogodnień cywilizacyjnych, takich jak prąd czy bieżąca woda, nie wspominając już o WiFi. Jeżeli wybierzesz naprawdę dzikie miejsce, może się okazać, że nie zdołasz nawet zejść na ląd – a jeśli nawet to zrobisz, w okolicy nie będzie żadnego sklepu czy tawerny. Czy to duży problem?
To zależy – jeśli odpowiednio wcześnie zadbasz o aprowizację, to pewnie nie. Pamiętaj też, że wiele załóg wybiera rozwiązanie pośrednie, czyli naprzemienne cumowanie na dziko i stawanie w portach. Może to jest propozycja dla ciebie?
Jak to się robi krok po kroku - cumowanie "na dziko"
Wielu żeglarzy uważa, że cumowanie na dziko jest znacznie prostsze, niż parkowanie w zatłoczonym porcie. Czy tak jest w istocie? To zależy: stając w szuwarach, unikasz typowych problemów, takich jak potencjalna kolizja z innym jachtem (albo, co gorsza - „czarterem bez patentu”), zaplątanie w cumę lub kotwicę, a także krytyczne uwagi i „złote” porady innych żeglarzy. Pod tym względem rzeczywiście jest dużo prościej.
Musisz jednak pamiętać, że cumowanie na dziko wymaga odpowiedniego przygotowania. Oto co trzeba zrobić, krok po kroku, by spokojnie i sprawnie stanąć w szuwarach:
- Wybierz odpowiednie miejsce i przybądź do niego w miarę wcześnie. Nerwowe szukanie postoju późnym popołudniem to kiepski pomysł.
- Najlepiej podchodź do brzegu dziobem - powoli, dając swojej załodze dużo czasu na przygotowanie.
- Postaw kogoś na dziobie – niech pilnie obserwuje dno. Mogą na nim czyhać różne niespodzianki, jak kamienie, pnie drzew, wielkogabarytowe śmieci itp.
- Podnieś silnik i płetwę sterową. Miecz unieś mniej więcej do połowy, by zachować sterowność.
- W odległości co najmniej pięciu długości jachtu wyrzuć z rufy kotwicę. Miej przygotowaną cumę, gdyby się okazało, że lina kotwiczna jest zbyt krótka.
- Zbliżając się do brzegu, spójrz w górę i sprawdź, czy maszt lub wanty nie zahaczają o drzewa.
- Rzuć cumę dziobową i zamocuj ją... no właśnie. Do czego?
Cumowanie na dziko – czego NIE robić?
Przede wszystkim pamiętaj, że nie wolno cumować do drzew. To niebezpieczne dla jachtu, załogi, no i dla samego drzewa (i dlatego karane jest srogim mandatem). Łódź, mimo iż malowniczo podskakuje na falach, jest naprawdę ciężka. Nawet poczciwa Sasanka (taki jachtowy fiat 126 p) ma masę rzędu 1,5 tony. Do tego dochodzi załoga i jej bagaż.
Oznacza to, że na drzewo, do którego uwiążesz taki jachcik, będą działać bardzo duże siły – łatwo sobie wyobrazić, jaki może być tego efekt, zwłaszcza jeśli korzenie zostały już wcześniej naruszone.
Do czego zatem przywiązać łódź? Ludzie, którzy wybierają się w rejs i mają w planach cumowanie na dziko, zwykle inwestują w specjalny świder, który wkręca się w ziemię. Alternatywą jest solidny kołek albo... pal pastwiskowy, czyli długi drewniany szpikulec.
Pamiętaj też, że cumowanie na dziko zabronione jest w takich miejscach, jak:
- trzciny (są tam miejsca lęgowe zwierząt),
- parki narodowe,
- rezerwaty przyrody,
- strefy ciszy,
- obszary Natura 2000.
Zobacz również inne nasze wpisy związane z cumowaniem: